Jak to jest zostać rodzicem

poniedziałek, sierpnia 07, 2017


DZIŚ

Znów muszę uczyć się na nowo delegować zadania. W sumie każdy dzień jest inny. Czasami Mój Mały Szef daje mi chwilę wytchnienia i ucina sobie drzemki w dzień. Czasami wymaga uwagi od rana do wieczora.

Ktoś zapyta "A gdzie ojciec? Przecież też powinien się angażować w wychowanie dziecka". Z Mężem podzieliliśmy się zadaniami sprawiedliwie - on pracuje poza domem, a ja w domu. Chociaż i tak wykorzystuję każdą jego obecność z nami. Ale co to byłby za ojciec, który będąc w domu nie ma chęci zająć się własnym dzieckiem?... A takich historii słyszę mnóstwo...

Nie mam pojęcia jak sobie radzą samotne matki. To musi być prawdziwy hardkor! I to twierdzę ja, matka dziecka niezbyt wymagającego, śpiącego pięknie w nocy, radosnego, zdrowego. A co z dziećmi płaczliwymi, z kolką, chorymi? Jedno wiem na pewno: świeżo upieczona mama BARDZO potrzebuje pomocy i wsparcia najbliższych. 

Jak to jest zostać rodzicem?

CU-DOW-NIE!

Przed 9 miesięcy nosiłam w sobie Nowe Życie. Od pierwszego momentu, gdy się o Nim dowiedziałam, czułam ogromne szczęście i jednocześnie przerażenie. Bo jak to będzie? Wszystko całkowicie się zmieni. Będę za kogoś odpowiedzialna w 100%. Ja, która kocham wolność i swobodę.

Przez cały ten czas dbałam o siebie, jadłam i żyłam bardziej świadomie, brałam witaminy, unikałam chemii w kosmetykach i żywości (ograniczałam, bo wyeliminować się nie da). I cieszyłam się z każdego nowego "osiągnięcia" - pierwsze ruchy, rosnący brzuszek, poznanie płci.

Szykowałam się do narodzin, ale bałam się tego bardzo. Bardzo! Nie czułam się gotowa. Nawet, gdy minął już termin. Może dlatego, że wciąż byliśmy przed remontem i musieliśmy się cisnąć w jednym pokoju we trójkę... Aż do końca nie mogłam się zdecydować na wózek, nosidełko. Wybór jest zbyt duży. Ubranek też miałam tylko garstkę, nie miałam pojęcia jaki rozmiar będzie dobry. Nie wiedziałam NIC.

TEN DZIEŃ

I przyszedł TEN czwartek. Czułam okropne skurcze od 23 dnia poprzedniego. Nieprzespana cała noc. Ogromny strach. Łzy jak grochy. Strach i ekscytacja.

W końcu sala porodowa. Szpital jest pełny, nie ma miejsc. Skurcze mnie masakrują. Mąż masuje mi plecy, trzyma za rękę. Przerażony jak ja, gdy widzi mój ból.

W końcu zwolniło się miejsce. Szybko na salę operacyjną, znieczulenie, cięcie. Nawet nie wiedziałam kiedy, nic nie czułam.

I w końcu słyszę płacz, głośny, mocny. Wow jaka silna dziecinka. Najpiękniejszy płacz na świecie. To najcudowniejsza chwila w życiu...

Znów płaczę. Jest i Ona! W końcu! Tak długo czekaliśmy! Tyle czasu się zastanawiałam jak to będzie! I jest. Mój mały płaczek. Czuję Ją przy skórze, przy szyi. Moja Miłość.

Boję się otworzyć oczy. Jak otworzę to już nie będzie odwrotu, się wykona.

Pan, który mnie trzymał za dłoń, gratuluje pięknej córeczki. Czyli już po wszystkim!

Szybkie szycie. Przekładają mnie na drugie łóżko. Wiozą na oddział. Leżę na sali. Wszystko dzieje się tak szybko, niezbyt mam czas nawet się zorientować. Brawo załogo!

Ktoś mówi, że Mąż jest i czeka. Przychodzi On. Od razu dają mu Córeczkę do potrzymania. I znów: najpiękniejszy widok na świecie! Szczęśliwy ojciec i jego mała kopia.

Szczęśliwa ja tak bardzo. Jest nasza kruszynka. Jeszcze czerwona od wysiłku, od tego szoku, bo została wyrwana z ciepłego spokojnego brzuszka. Ale śpi spokojnie, zawinięta w kocyk.

UCZUCIA

Własne dziecko dla rodzica jest najcudowniejsze, najpiękniejsze, najwspanialsze, jedyne, wyjątkowe. Widzę to po oczach innych mam na sali. Zmęczone, ale już zakochane po uszy w tych małych istotkach. Nic innego nie ma znaczenia. Ból? Zmęczenie? To sprawy absolutnie drugorzędne.

Nie mogę się poruszać. Przykładają mi Ją do piersi. Szybko łapie brodawkę. Wykonuje kilka ruchów buzią. Zmęczyła się, ale chyba jest najedzona, bo znowu spokojnie śpi. Tak pięknie wygląda...

Zabierają Ją na pielęgnację, cokolwiek to znaczy. Ufam tej pielęgniarce, muszę. Przecież tak sprawnie wszystko poszło.

Jestem pod ogromnym wrażeniem wspaniałości ludzkiego ciała i wspaniałości tej krótkiej chwili, gdy moja malutka córeczka była przy piersi. Dałam radę ją nakarmić! Nie mam wklęsłych sutków, braku pokarmu, depresji. Dziecko ma apetyt, wie co robić z piersią, nie ma problemu z wiązadełkiem. Hurra! Mogę karmić piersią! Cudowny sukces! I tak bardzo nieprzewidywalny. Ileż ja słyszałam historii... Bałam się, że mój przypadek będzie kolejny.

Ucinam szybką drzemkę. Wieczorem przywożą mi Moją Kruszynkę. Ma już 8 godzin! Taka duża! Dopiero zgłodniała, a już zaczynałam się martwić... Przykładają Ją do mnie, znów pięknie ssie. Taka spokojna, taka drobna. Chudziutka. Ma piękne ciemne włoski i ciemne oczka, małe usteczka, słodki nosek. Cudo.

Mam ogromne szczęście, bo po 3 dniach jedziemy już do domu. Koleżanki z sali zostały dłużej, ich dzieci miały problemy zdrowotne. Serce mi bolało patrzeć na ich cierpienie.

Moje cierpienie jest praktycznie nieodczuwalne, bo tylko fizyczne. Boli mi brzuch w miejscu szwu, ciężko mi chodzić. Ale trzeba się wziąć w garść i zajmować Małym Cudem, dzięki któremu wszystko jest takie wspaniałe.

DZIŚ

Dziś moja Michalinka ma już prawie 2 miesiące. Umie już tak dużo!

Oszalałam! Każdego dnia robię Jej zdjęcia i nagrywam filmiki. Bo chwile szybko uciekają.

Rośnie bardzo szybko. Już zapomniałam, jaka była cichutka. Jak powoli ruszała rączkami. Jak bardzo ją raziło światło dzienne. Jak dużo spała. I jak biednie wyglądała w tych wszystkich za dużych ciuszkach.

Każda jej nowa umiejętność cieszy mnie niesamowicie. Ogromny sukces. Ogromne szczęście. Moja Duża Córeczka. Taka piękna, wspaniała.

Taka drobna, tak bardzo nas potrzebuje. Tak kocha czuć nasze ciepło. Tak bardzo my kochamy czuć Ją. Przytulać, obserwować jak śpi, dyskutować, uspokajać.

Tak szybko się uczymy, czego Ona potrzebuje i chce. Ma swój język. Ma inny płacz na inne przypadłości. Jakie to piękne uczucie znać ten język i szybko dać to, czego właśnie potrzebuje.

I tak bardzo się boję, że coś zrobię nie tak. Skrzywdzę Ją swoim brakiem wiedzy czy nieuwagą. Że nagle przestanie oddychać, a ja nie zauważę na czas. Pierwsze Jej dni to była ciągła kontrola oddechu. Kilka razy płakałam ze strachu, że coś złego się stało. Wystarczyła tylko myśl, przebłysk, że coś mi nie gra. Od razu wpadałam w rozpacz i natychmiast kontrolowałam Jej stan. Płacząc z ulgi, że wszystko jest jednak w porządku.

I tak to jest. Ogromne szczęście, panika, duma, strach, euforia, miłość absolutna. Polecam każdemu! To zupełnie nowy rodzaj uczucia. Najlepszy, jaki znam :)

MOGĄ CI SIĘ SPODOBAĆ

0 komentarze

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

INSTAGRAM