Kryzys wiary na Islandii, czyli jak być katolikiem w ateistycznym kraju
Niedawno poznałam ciekawą parę, której historia mnie
zafascynowała. Mają za sobą wiele niekonwencjonalnych wyjazdów, a przed sobą
żadnych barier! Spośród wszystkich państw na świecie tym razem postawili na
Islandię. Ale jako jedni z niewielu, przybyli tutaj nie z powodu pieniędzy, a z
powodu przekonania, że to bezpieczny kraj. Wolny od problemów złej organizacji
politycznej, gdzie życie płynie spokojnie i na godnym poziomie.
Z mieszkaniem pomogła im na początku znajoma, a z pracą
poradzili sobie sami – zajęło im to tylko tydzień. Wystarczył przegląd
islandzkich portali, co zaowocowało rozmową rekrutacyjną dla niej i propozycją
również dla niego, bo akurat jej towarzyszył.
Po dwóch miesiącach znaleźli samodzielne mieszkanie, a praca
w fabryce słodyczy z międzynarodową ekipą wciąż daje im sporo satysfakcji i
poczucie bezpieczeństwa.
Jednak coś jest nie do końca tak… Jako ludzie wierzący czują
się czasami dość nieswojo i bardzo staroświecko poprzez swoje katolickie
poglądy. Bo Islandia niby należy do krajów chrześcijańskich, ale społeczeństwo
postępuje według własnych zasad i zachcianek, a tym bardziej młodzież.
W Islandii kochają niemal wszystko, ale nie podoba im się
rozwiązłość Islandczyków.
Mimo że
jesteśmy dość nowocześni, w niektórych sprawach jesteśmy mega staroświeccy i
konserwatywni. Generalizując, tutaj każdy z każdym ma dziecko, 26 partnera,
dzieci z 3 poprzednich małżeństw. Dla nas jako ludzi żyjących wedle zasad moralnych,
nie do końca przypadło to do gustu.
W kontaktach z Islandczykami od razu rzuca się w oczy brak
wstydu – młodzi naprawdę nie przejmują się opinią innych. Ich Facebooki pękają
w szwach od idiotycznych, ośmieszających, brzydkich, wulgarnych zdjęć… Młodzież
nie jest kontrolowana ze strony rodziców, robi co uważa za słuszne. Alkohol,
papierosy i inne używki są na porządku „dziennym”. Przypadkowy seks to fajna
przygoda, a monogamia jest dla nudziarzy. W Islandii statystycznie jest
najwyższy odsetek dzieci pozamałżeńskich, bo instytucja małżeństwa nie jest
ważna dla wyluzowanego społeczeństwa. Większość dojrzałych ludzi posiada
potomstwo z różnymi partnerami. Niemal każdy ma za sobą minimum jeden rozwód.
Przypadki można mnożyć…
Z jednej strony fajnie, bo po co się przejmować jakimiś
zasadami, sztywnymi normami i „co ludzie
powiedzą”, ale z drugiej…
Czy łatwo być
katolikiem na Islandii? To wszystko zależy od tego czy się chce. Nam się chce i
podjęliśmy decyzję o wierze, dlatego z subiektywnego punktu widzenia nic nie
stanowi dla nas przeszkody. W całym tym islandzkim wyluzowaniu i stylu życia my
jako osoby wierzące dobrze się odnajdujemy, ponieważ nikt nie krytykuje tego, w
co wierzymy.
Bo nikogo to nie obchodzi. Islandczycy są bardzo tolerancyjni
i zaakceptują każdego człowieka, niezależnie od jego poglądów.
Z drugiej strony cała
ta bezpruderyjność i nowoczesne liberalne życie dopuszczające praktycznie
wszystko spowodowało, że pomimo przekonania o naszej tolerancji, nie jesteśmy w stanie zaakceptować takich sytuacji. Nasza "odmienność" powoduje, że taki świat
jest nie do przyjęcia i utrwala nas w wierze i wartościach, które nosimy w sercach.
Dla niektórych może wydawać się dziwne, że nie jesteśmy otwarci na
współczesną Europę. Obserwując zachowania tutejszej ludności, wiemy, że nigdy nie
będziemy tacy sami. To sprawia, że chcemy bardziej zagłębiać się w dobro, które
dla współczesnej islandzkiej młodzieży może być postrzegane jako zacofanie.
Zacofanie rozumiane w Islandii jako brak spontaniczności. Najpierw musimy pomyśleć,
zanim się na coś zdecydujemy. Nie wypalimy jointa, nie spijemy się na umór i nie pozwolimy na obmacywanie dopiero co poznanej
osobie…
W Islandii regularnie odbywają się polskie msze w większych miastach. Moi znajomi, którym zależało na czynnym uczestnictwie w życiu kościoła, skontaktowali się z polskim księdzem, który wysyłał im smsy z powiadomieniem o miejscu i godzinie mszy w okolicy. Czasami jechali ponad 80 km… Ktoś by się puknął w głowę, a ja ich podziwiałam. Za ich upór i głębokie pragnienie bycia blisko Boga.
A jak sytuacja wygląda w stolicy kraju?
A jak sytuacja wygląda w stolicy kraju?
Nasza wspólnota jest
niewielka, liczy średnio do 15 osób. Najciekawsze jest w niej to, że jesteśmy
tam najmłodsi (a wcale nie jesteśmy jakimiś smarkaczami). To pokazuje, że
młodzi Polacy, którzy tutaj przylatują, często nie potrzebują Boga i Kościoła w
swoim życiu. Sądzimy, że wiąże się to z tym, że tutaj na Islandii mają na tyle
pieniędzy, że nie muszą się „martwić” Bogiem. Islandia może pokazać kim
człowiek jest naprawdę. My również jesteśmy tutaj sami, bez naszych rodzin i
przyjaciół z Polski. Więc możemy robić tak naprawdę co chcemy, a jednak tak się
nie stało, wręcz przeciwnie. Samodyscyplina,
którą posiadamy i którą nabyliśmy w Polsce pokazała, że nie ważne gdzie się
znajdziemy i ile będziemy zarabiać, jeśli człowiek ma swoje zasady i chce się
ich trzymać, to tak pozostanie.
Spotykamy się w naszym
małym gronie raz w tygodniu wieczorną porą, a każde spotkanie ma inny
charakter, więc nie ma mowy o nudzie. Czasem rozważamy Pismo, czasem jedziemy
na wycieczkę, a czasem świętujemy czyjeś urodziny. Prowadzimy raz w miesiącu
modlitwę uwielbieniową, na którą przychodzą często ludzie spoza wspólnoty.
Czyli jak widać, wszystko się da! Jeśli tylko mocno się chce
i przezwycięży się wymówki, takie jak: „nie wiem gdzie”, „nie mam czasu”, „nie
mam czym” i tak dalej…
Skąd w tak niewielkim i spokojnym kraju tyle rozwiązłości i
swobody, ogólnej tolerancji na wszystko? Czy to właśnie wiara ma tak duży wpływ
na społeczeństwo?
Osobiście bardzo się cieszę, że Polska jest krajem katolickim
i jakieś zasady moralne nas się trzymają. Gdyby nie to, mielibyśmy drugi
Berlin, zasypany obcokrajowcami, obnoszącymi się ze swoimi poglądami oraz
homoseksualistami, których widok by peszył i szokował dzieci. Dorosłych również...
Co prawda, jesteśmy sztywni, nie spontaniczni, wstydzący się
swojego zdania – to zauważyłam przy okazji kilku imprez, w której uczestniczyli
Islandczycy i Polacy. I zgadnij, kto bawił się lepiej. Oni się wydają bardziej
zadowoleni z życia, żyją bez stresu, powoli i po swojemu w 100%. A my się
stresujemy, pędzimy, bardzo uważamy na to, co inni powiedzą...
Według mnie mentalność narodu zależy bardzo od podejścia do
wiary, bo wychowujemy się w pewnej tradycji i wartościach, dziedziczonych po
przodkach. I tu wysnuwam dość smutny wniosek, że niestety przez to Polacy są
jacy są, trochę zamknięci i mało radośni. Bo Kościół narzuca pewne schematy,
straszy sądem ostatecznym, wymaga czystości. I znów podkreślę – nie uważam, że
to złe. Zasady są dobre i pożyteczne. A to od każdego z nas zależy, w jaki
sposób będziemy reprezentować własny kraj. Oby z dumnie podniesioną głową!
W którym kraju sytuacja jest lepsza? To już kwestia
indywidualnego osądu. Podziel się ze mną swoją opinią.
Ściskam,
PS. Zdjęcia pochodzą z archiwum moich dzisiejszych bohaterów.
0 komentarze