,

Co wkurza Islandczyków w turystach, czyli czego nie robić na Islandii

piątek, maja 19, 2017


Wyjeżdżając za granicę ekscytujemy się, że poznamy nowe miejsca, spotkamy nowych ludzi, trochę poznamy inną kulturę, przywieziemy dużo zdjęć i pamiątek, spróbujemy ciekawych potraw. Chcemy odpocząć lub aktywnie się zrelaksować, nabrać sił do dalszego funkcjonowania w naszej zwykłej codzienności. Bo wyjazdy od tego są, aby odpocząć, przestać się zamartwiać. 

Więc chyba jedną z ostatnich rzeczy, nad którymi się zastanawiamy przed wyjazdem, jest savoir-vivre, czyli sposób zachowania w danym kraju. O ile mniej więcej wiemy, jak się zachować w miejscach publicznych, o tyle w Islandii bardzo często turyści naprawdę przesadzają z brakiem myślenia w terenie... Jakby nagle odejmowało cały rozum!

Na łamach gazet codziennie piszą o różnego typu wypadkach, spowodowanych przez turystów. Nic dziwnego, przez kraj przewija się ich tysiące tygodniowo. Ale naprawdę każdego z tych przypadków dałoby się uniknąć, gdyby troszkę pomyśleć. 

Islandczycy do tej pory nie wnikali za mocno w sposób zwiedzania, nie stawiali barierek, nie ustawiali wszędzie znaków ostrzegawczych, monitoringów, płatnych wstępów, nie układali ścieżek. nie wyznaczali tras. Ale po napływie turystów, którym się wydaje, że mogą wszystko i są bezkarni lub nieśmiertelni, zaczęto to robić! Taka ingerencja w naturę, w te piękne dziewicze krajobrazy, w ogóle mi się nie podoba! Ale widocznie jest to niezbędne, bo głupich turystów na Islandii nie brakuje.

Cypel Dyrholaey "kiedyś i dziś" został zabezpieczony barierkami po kilku niebezpiecznych osunięciach brzegu urwiska 

Ostatnio w sieci znalazłam bardzo emocjonalny apel pewnej Islandki, pracującej na farmie, która z przerażeniem zauważa, że turyści są coraz bardziej bezmyślni i przy tym okrutni, raczej niechcący. Postanowiłam przekazać to dalej, bo taka głupota nie mieści mi się w głowie.


Wiadomo, że praca na farmie opiera się przed wszystkim na dbaniu o zwierzęta, aby miały co jeść, miały czysto, miały kawałek wybiegu dla siebie. Jakość mleka, ale też i nawozu (krowich placków;) zależy od jakości zebranych żniw. Polska jest krajem rolniczym, więc już chyba więcej tłumaczyć nie muszę? Praca farmerów to dbanie o farmę, dlatego tak bardzo boli ich, że ktoś przez głupotę może to wszystko szybko zniszczyć.

Co wkurza Islandczyków w turystach

Drony

Słysząc tą nazwę od razu widzę te wszystkie przepiękne kadry z lotu ptaka, widoki tak bardzo niedostępne dla przeciętnego człowieka. Cudowna technologia! Ale na szczęście ostatnio coraz więcej mówi się o rozsądnym użytkowaniu. W Islandii jest zakaz ich stosowania tuż nad grupami ludzi oraz w parkach narodowych, aby nie zakłócać spokoju zwierząt. Rozsądnie.

Ale o ile nierozsądnie postąpił pewien właściciel drona, którym zanurkował między stado islandzkich koni, a które w panice zaczęły uciekać, gnać przed siebie. Były wśród nich starsze sztuki, z chorymi nogami, były źrebaki, które ledwo nadążały za stadem. Takie konie mogą stratować ogrodzenie i poważnie się zranić. Ale to już przecież nie jest problem turysty...

Dokarmianie

Jak dobroduszne jest dokarmianie biednych, samotnych zwierzątek, kaczek w parku czy sympatycznych islandzkich kucy...


Nie, wcale nie jest. Okazuje się, że zwykły chleb nie nadaje się ani dla kaczek, ani dla koni. Każde zwierzę ma swoją dietę, a tym bardziej te hodowlane, które mają swoje przeznaczenie.

Znajomy islandzkiej farmerki musiał odstrzelić swojego kuca, bo po dokarmianiu chlebem stał się nieznośny, zupełnie nie nadawał się do dalszej hodowli. Brzmi nieracjonalnie i głupio? Kto by pomyślał, że zwykły chleb może wyrządzić tyle krzywdy.

Podchodzenie blisko zwierząt

We wszystkich przewodnikach jest napisane, że kuce islandzkie są najłagodniejszą rasą koni. Możliwe, że tak. Ale przecież każdego można wyprowadzić z równowagi, a zwierzęta kierują się instynktem, a nie rozumem... Więc jeśli poczują się zagrożone, to zaatakują! Podobnie sprawa ma się z krowami i bykami, ale do tych już jakoś nikogo specjalnie nie ciągnie.

Kiedyś wybrałam się ze znajomymi na jednodniową wycieczkę wzdłuż malowniczej rzeki Thjorsa, gdzie drogę przestąpiło nam stado uroczych koni. Były takie słodkie, musiałam wysiąść i zrobić trochę zdjęć. Buszowałam między nimi z radością cykając fotki, aż w pewnym momencie one zaczęły ze sobą walczyć! Gryzły się i kopały, więc schowałam się za auto i już z dystansu obserwowałam.

Jak to szło?... Więcej szczęścia, niż rozumu.

Naruszanie prywatności

Sama mam to na sumieniu, kiedy wtargnęłam na czyjąś letnią posesję, bo płynęła tam piękna rzeczka i krył się uroczy kanion, który mnie intrygował. Nieładnie...

Ale tu sprawa jest dość często spotykana, kiedy turyści wjeżdżają na czyjeś łąki i jeżdżą poza drogami. To jest absolutnie zakazane i surowo karane! Islandzka roślinność jest bardzo delikatna, a tubylcy są mocno wyczuleni w tym temacie. Poza tym pomyśl, jakie zniszczenia może wywołać taka dzika jazda, w niemal jałowej glebie, na której rolnicy starają się cokolwiek uprawiać.

Ok, jeśli już skusisz się na skręcenie z szosy z jakiegoś powodu, to (1) trzymaj się wyznaczonej drogi i (2) zapytaj właścicieli, czy możesz, jeśli jakieś zabudowania są w pobliżu.

Podobnie delikatne są te wielkie bele, zawinięte czarną, białą lub nawet różową folią. Mała dziurka spowoduje, że jej wnętrze będzie bezużyteczne, a to ogromna strata. Poza tym nie znasz tych pól - nie wiesz, gdzie są rowy, błota czy dziury. A tu łatwo o wypadek.


Publiczna toaleta

I to jak bardzo publiczna! Zdarza się, że turyści sikają tuż przy domach, nie mając chyba pojęcia, że są one zamieszkane. (Tak, na Islandii można pomylić opuszczony dom od zamieszkanego oraz stodołę od domu) Poza tym częstym widokiem są papierzaki, zostawione wszędzie, gdzie tylko można się skryć, np. za belą siana. Ale też okazuje się, że skrzynka pocztowa jest doskonałym miejscem, aby "skryć się" na dwójeczkę...

W zeszłym roku usłyszałam śmieszno-żałosną historyjkę, jak to pewien turysta załatwił swoje potrzeby na polu porośniętym mchem, ale nie chciał zostawić po sobie śladów, więc postanowił podpalić papier (i resztę?). Mech o dziwo był suchy i duża jego połać się spaliła, co przyciągnęło uwagę nie tylko odpowiednich służb, ale też mediów. Sława na wyciągnięcie ręki!


Dlatego dziewczyna w swoim apelu prosi o zwykły rozsądek. Podpowiada też, żeby w razie potrzeby po prostu zapytać o pozwolenie na przebywanie na posesji czy skorzystanie z toalety. Albo się dopytać, gdzie można zobaczyć coś ciekawego w pobliżu. Bo Islandczycy to dość zamknięty, ale bardzo pomocny naród. 

Zapytałam ją, co jeszcze irytuje Islandczyków w zachowaniu turystów. Otóż - układanie kupek z kamieni... Zwykły śmiertelnik pomyśli pewnie, że to tradycja, może jakieś schrony dla elfów, może przyniesie szczęście? I jest tego naprawdę dużo w całym kraju. A okazuje się, że te sterty kamieni to są starodawne znaki drogowe! To one wyznaczały najkrótsze bezpieczne trasy od jednego zamieszkania do drugiego. Islandzkie farmy nadal znajdują się daleko od siebie, ale teraz mamy asfalt i wywrotki ze żwirem.

Kupki z kamieni jako źle zinterpretowana zabawa turystów, śmieszy, zadziwia, irytuje

Boom turystyczny nadal trwa, więc przewiduję, że o różnych podobnych problemach jeszcze usłyszymy. Ostatnio nawet ukazała się książka "What, where and how", która mówi między innymi o zachowaniu się podczas zwiedzania Islandii. Autorem jest islandzki przewodnik turystyczny, przy okazji członek ekipy ratowniczej (i fotograf - mówiłam już, że Islandczycy mają po kilka zawodów?).

Mam nadzieję, że takie facebookowe apele, głośne artykuły w prasie, książki oraz moje wpisy pomogą otworzyć ludziom oczy na niektóre złe zachowania. Wystarczy jedynie czasami pomyśleć, aby z wyczekanych wakacji przywieźć tylko fajne wspomnienia.

Ściskam!

MOGĄ CI SIĘ SPODOBAĆ

0 komentarze

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

INSTAGRAM