Zakochani w Rzymie, czyli dość przypadkowa podróż poślubna
Nigdy bym nie powiedziała, że moja podróż poślubna wyniknie dość przypadkowo, bez większego planowania i zastanawiania się. A jednak! W ferworze przygotowań przedślubnych zupełnie nie miałam czasu myśleć szczegółowo o wyjeździe. Nie miałam też jakiegoś specjalnie wymarzonego na ten cel kierunku. Narzeczony również.
Miało być niedaleko, bo strasznie się męczę w samolotach. Gdzieś, gdzie jest w lutym ciepło (czyli na południe od nas) i bezpiecznie (czyli np. żadnych Arabów), a przy tym ludzie dobrze mówią po angielsku. No i przede wszystkim pięknie!
Wszystkie te kryteria idealnie spełniały Włochy :) Najpierw poważnie zastanawiałam się nad Toskanią, bo wspaniałe krajobrazy i piękne miasta, a mnie do natury ciągnie jak ćmę do światła ;) Ale ostatecznie wygrał Rzym! Szybko zarezerwowałam loty i opłaciłam jeden z najfajniejszych hoteli, jaki znalazłam (Twenty One przy Via Cola di Rienzo).
Pozostał tylko miesiąc do wyjazdu. Nawet nie miałam okazji się tym poekscytować, bo wciąż działaliśmy na wysokich obrotach, aż do ostatniego dnia przed wylotem... Dopiero w wieczór poprzedzający wyjazd wyszukałam kilka blogów na temat Rzymu. No i mniej więcej znaliśmy prognozę pogody dla okolicy. Tyle z przygotowań.
W efekcie Rzym poznaliśmy zupełnie spontanicznie. O najważniejszych atrakcjach dowiedzieliśmy się z mapki oraz aplikacji na telefon. Sposoby poruszania się po mieście zdradzili nam lokalsi.
Na zwiedzanie mieliśmy całe trzy dni, przyjazdu i wyjazdu można nie liczyć, to była droga przez mękę. Ale oboje uważamy, że te trzy dni to wystarczająco jak na początek. Położenie hotelu pozwoliło nam na dotarcie wszędzie pieszo. I tak pierwszego dnia przeszliśmy aż 15 km, chociaż już na początku trasy mówiłam, że czuję się zmęczona:D Ale był plan do wykonania, tyle świetnych rzeczy do zobaczenia, szliśmy dalej.
Zatoczyliśmy kółeczko odwiedzając kolejne atrakcje. Wieczorem wybraliśmy się zwiedzić Zamek Świętego Anioła. Kolejnego dnia, w Walentynki, udaliśmy się do Watykanu! Co za niesamowity dzień :) A na dzień trzeci zostawiliśmy perełkę Koloseum i okolice.
Byłam już tak zmęczona, że ledwo powłóczyłam nogami. Musiałam przysiąść na każdej ławeczce, chociaż przez chwilę. Każda okazja do zdjęcia butów była cudownym wytchnieniem ;) Mądra ja zamiast rozchodzić swoje Air Maxy, to je trzymałam na ten wyjazd. Kiepski pomysł!
Co było najlepsze w wyjeździe?
- przecudowna pogoda, typowo wiosenna, cały czas słońce i ciepłe noce, za czym oboje już bardzo tęsknimy
- przepiękne miejsca! Architektura Rzymu jest niepowtarzalna. Do tej pory znałam ją tylko z podręczników od sztuki ;) A tymczasem nabrałam ochoty na jeszcze więcej Włoch, no i również na Ateny
- sympatyczni ludzie, bardzo otwarci i pomocni, wyluzowani
- spokojny rytm miasta, na luzie i bez stresu
- łatwość w poruszaniu się po centrum, gdziekolwiek byśmy nie skręcili, tam było coś ciekawego
- urocze knajpki, takie małe, klimatyczne, z charakterem
- dużo źródełek z pitną wodą, którą można było się uraczyć podczas spaceru
- i mój wspaniały mąż, który na każdym kroku okazywał niesamowitą troskę i czułość
Chyba każdy zna powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Cieszę się, że w końcu i ja o tym się przekonałam. Stworzyłam też własne powiedzonko, że w Rzymie wszystkie drogi prowadzą do czegoś wspaniałego. Bo na każdym kroku i za każdym zakrętem trafialiśmy na kolejne niespodzianki! I nie sposób tutaj zabłądzić :)
I na pewno tu jeszcze wrócę! Aby na spokojnie, w rozchodzonych butach powoli przemierzać urocze uliczki miasta, wspominając najlepszą podróż poślubną pod słońcem :)
A Ty masz już jakieś doświadczenia z Rzymem lub Włochami? Może zechcesz się podzielić wrażeniami z własnej podróży poślubnej lub dopiero taką planujesz?
Ściskam ciepło!
0 komentarze