Leżałam u boku Narzeczonego, spokojna, bezpieczna, kochana. To te uczucie, kiedy nic więcej nie potrzeba, czas stoi w miejscu i mogłoby już tak zostać. I, jak zwykle, coś musi nagle przeszkodzić. Natarczywa myśl o poprzednich związkach,
tych złych. Naszły mnie wspomnienia. Bo dużo przeszłam, zanim znalazłam się w
obecnym miejscu. Wtedy myślałam, że zawsze będę sama, bo nie nadaję się do współdzielenia z kimś jednej przestrzeni i ustalania kompromisów.
Ale na szczęście na koniec przyszła refleksja, że jednak te
relacje dużo mnie nauczyły. Czyli ostatecznie nie były takie złe.
Ten wniosek nie był taki od razu oczywisty. Przez wiele lat
odczuwałam do siebie ogromny żal za moje niektóre wcześniejsze wybory, ale
wciąż popełniałam te same błędy zakochując się w nieodpowiednich chłopcach
(jeszcze nie mężczyznach, na to miano trzeba zasłużyć).
I teraz, powiedz mi,
jak sobie wybaczyć tą głupotę? Na własne
życzenie pakowałam się w kłopoty, które było czuć z daleka, a przed którymi
ostrzegali wspólni znajomi. No ale przecież to niemożliwe, te wszystkie
okropności co mówili. Oni się mylą! Ale w sumie co to ma za znaczenie, przecież
ja widzę jaki jest. Mam własną opinię.
Błąd.
Co jest dobrego w złych związkach?
Dzięki nim można zmądrzeć! Ja wciąż odkrywałam siebie. A przede wszystkim dowiadywałam się, na co w związku nie mogę nigdy sobie pozwolić, jakiego traktowania nie powinnam akceptować, czego mi potrzeba, jakich cech szukam w przyszłym mężu.
Dzięki nim można zmądrzeć! Ja wciąż odkrywałam siebie. A przede wszystkim dowiadywałam się, na co w związku nie mogę nigdy sobie pozwolić, jakiego traktowania nie powinnam akceptować, czego mi potrzeba, jakich cech szukam w przyszłym mężu.
Najgorsze co mogłam zrobić, to utkwić w tym bagnie i
pozwolić się „udusić”.
Mało brakowało, a uwierzyłabym, że nie zasługuję na
kogoś dobrego. I że jestem naprawdę złą kobietą, bardzo wymagającą, upierdliwą,
marudną, zbyt wiele oczekującą. Teraz widzę, jak było naprawdę… Zaślepiona wizją
wspaniałego życia jakie mi obiecywano, pozwalałam się tłamsić i stracić kontakt
z sobą. Odsunęłam od siebie rodzinę i część znajomych…
A jednak, ostatnio odkryłam w sobie pasję do natury. I postanowiłam więcej pisać na bloga, chociaż ciągle słyszałam, że czytanie jest
złe, głupie i niepotrzebne. A przecież samo czytanie rozwija umiejętności
pisarskie.
Uświadomiłam sobie też chyba najważniejsze. Jeśli się
wiązać, to z facetem, który ceni sobie rodzinę, szanuje kobiety, jest
zdecydowany i wie, czego chce oraz bierze moje zdanie
pod uwagę.
Nie musiał być wysoki, szczupły, opalony i koniecznie tego
samego wyznania ;) Zawsze myślałam, że wytrzymam tylko z moim wyimaginowanym
ideałem. Ale kiedy się doświadczy swoje i dostanie trochę w kość, przepłacze
wiele nocy (a właściwie desperacko przeszlocha), przeżyje w poczuciu strasznej
samotności dłuższy czas, to jednak przychodzi pewna dojrzałość.
Musiałam mu zaufać i czuć się dobrze przy nim. Tylko tyle.
I w końcu mam to szczęście. Znalazłam, a było bardzo blisko
i to od wielu lat. Często czuję, że tego szczęścia mam za dużo. Bardzo fajne
uczucie! I każdemu go życzę.
A Ty, masz swoje szczęście, czy wciąż czekasz? Masz za sobą jakieś złe związki, które czegoś Cię nauczyły?
0 komentarze