"Ty to masz klawe życie" - takie zdanie usłyszałam ostatnio od serdecznej koleżanki. Aż musiałam się chwilę zastanowić, bo pewna nie jestem... Mam? Co to w ogóle znaczy? Jakie życie można tak nazwać?
Ale od początku... Z ową koleżanką mam kontakt od czasu do czasu. Mogłybyśmy w sumie częściej rozmawiać, bo znamy się pół życia i tematów nie brakuje. Ale jestem bardzo zamkniętą osobą i mało komu ufam na tyle, aby mówić wszystko to, co siedzi mi w głowie i w sercu. Po prostu opowiadam co u mnie dobrego. Tak już mam. I tylko najbliżsi wysłuchują moich narzekań, płaczu i wstrętnych marudzeń (za co przepraszam najmocniej, ale poczuj się doceniony/a:)
Dlatego właśnie owa koleżanka zna głównie pozytywne aspekty mojego życia - podobnie jak każdy, kto mnie może obserwować na Facebooku.
Wie, że mogłam spokojnie dokończyć studia w trybie dziennym. I co za tym idzie wieść beztroskie studenckie życie, pełne imprez i nowych znajomości. Ale nie wie, ile to kosztowało wyrzeczeń, wysiłku i tęsknoty za domem. Chciałam być samodzielna i pracowałam weekendami, dlatego nie miałam chwili aby odwiedzić rodzinne kąty. Zdarzyło mi się pracować także w tygodniu, między zajęciami - trzy miesiące żyłam w ciągłym biegu i przemęczeniu.
Wie, że każdy mój dotychczasowy związek był szczęśliwy, bo akurat zawsze, gdy pytała, to był szczęśliwy ;) A gdy nie był - wiadomo, nie mówiłam. Każdy z nich skończył się z konkretnych mocnych powodów, ale cieszę się, że potrafimy rozmawiać ze sobą w atmosferze zrozumienia i szacunku.
Wie, że mam duże powodzenie u facetów. To znaczy: tak uważa :) Ale nie chcąc wywołać fali oburzenia / nienawiści / przemocy pominę ten temat ;)
Uważa, że to super sprawa pracować za granicą, zwiedzać kraj i dużo zarabiać. Też tak sądzę, jednak ma to swoje minusy: umyka mi część życia, którą bym mogła spędzić w PL, a którą ciągle przekładam na kiedyś; coś mnie omija, to jest cena. Każdy nasz wybór to kwestia rezygnacji z czegoś. Ale nie cierpię, kiedy ktoś z pretensją w głosie i niedowierzaniem pyta mnie, dlaczego tak postępuję i oczekuje tłumaczenia. Myślę tak, jak Paulina z One Little Smile, że nie powinniśmy się tłumaczyć z własnych świadomych wyborów. Nie i koniec.
I uważa, że mogę korzystać z życia maksymalnie, bo nie mam męża / dzieci. Coś w tym jest, też myślę, że posiadanie rodziny nakłada spore ograniczenia. ALE znam kilka małżeństw, dla których ani jedno, ani nawet trójka dzieci nie stanowi wymówki dla rodzinnych planów, na przykład wyjazdowych. Łatwo na pewno nie jest, mogę sobie tylko wyobrażać całą batalię ;) Póki co staram się korzystać, to znaczy dopiero zaczynam. A poza tym to też mi się marzy mieć męża i dziecko, być dla kogoś absolutnie najważniejszą osobą na świecie, kochaną mamą. To już ten wiek ;)
I uważa, że mogę korzystać z życia maksymalnie, bo nie mam męża / dzieci. Coś w tym jest, też myślę, że posiadanie rodziny nakłada spore ograniczenia. ALE znam kilka małżeństw, dla których ani jedno, ani nawet trójka dzieci nie stanowi wymówki dla rodzinnych planów, na przykład wyjazdowych. Łatwo na pewno nie jest, mogę sobie tylko wyobrażać całą batalię ;) Póki co staram się korzystać, to znaczy dopiero zaczynam. A poza tym to też mi się marzy mieć męża i dziecko, być dla kogoś absolutnie najważniejszą osobą na świecie, kochaną mamą. To już ten wiek ;)
Czasami mi się wydaje, że zawsze mam pod górkę, dość dużo narzekam. Czy rzeczywiście mam na co? Zdrowie w miarę dopisuje, wciąż jestem młoda i atrakcyjna (byle do 30;), mam sporo oszczędności, rodzinę i rodzinny dom.
U sąsiada trawa zawsze będzie bardziej zielona. Zazdrościmy innym i nie doceniamy tego, co mamy. Ja zazdroszczę innym własnego domu czy dziecka, a oni mi zazdroszczą niezależności. Coś za coś. Życie jest sumą wyborów. Oby były to wybory świadome.
A Ty, masz klawe życie?
0 komentarze