Dyrhólaey jest jednym z miejsc, które trzeba zobaczyć, jeśli się zwiedza południową Islandię. Koniecznie!
Dla porównania polecam zerknąć na widoczki z czerwca. Jeśli myślisz, że w Islandii dominuje pizgający wiatr, to się mylisz - latem trafił mi się piękny słoneczny dzień na Dyrhólaey. Czasami mam szczęście do pogody :)
Jak dojechać do Dyrhólaey
Jadąc w kierunku wschodnim ku Lagunie Lodowcowej Jökulsárlón, 12 kilometrów przed miasteczkiem Vik należy skręcić w prawo w drogę nr 218, ku wystającej z oceanu wielkiej skale. Dalej przez cztery kilometry wiedzie asfaltowa droga, a malownicze widoki atakują z każdej strony :) Na prawo ocean i jego rozlewiska, na lewo majestatyczny lodowiec w oddali, a wśród tego wyrastające góry i pagórki.Dla porównania polecam zerknąć na widoczki z czerwca. Jeśli myślisz, że w Islandii dominuje pizgający wiatr, to się mylisz - latem trafił mi się piękny słoneczny dzień na Dyrhólaey. Czasami mam szczęście do pogody :)
Półwysep Dyrhólaey
Sam półwysep dzieli się na dwie części: górną (Háey) oraz dolną (Lágey). Jadąc prosto dotrze się do dolnej części. Tam znajduje się parking, z którego wiodą trzy ścieżki dla zwiedzających. Jedna z nich prowadzi na szczyt wysokiej skały, na której brzegach mieszkają różne ptaki morskie (raj dla fotografów). Dodatkowo można podejrzeć foki, które akurat śmigają wesoło przy brzegu. Ale tym razem był tak porywisty i mroźny wiatr, że ledwo ustałam na tym brzegu, a co dopiero wypatrzyć jakieś zwierzę... Dlatego bardzo polecam porządne termoaktywne ubrania na tą porę roku!
Kolejna ścieżka rozgałęzia się na dwa kierunki. Jeden z nich prowadzi na zamkniętą tymczasowo plażę. Wielkie i silne fale bronią do niej dostępu w okresie zimy, co niestety nie przeszkadza lekkomyślnym turystom na próbę wejścia na ową plażę. Czasami kończy się to źle.
A tymczasem latem plaża wygląda bajecznie i spokojnie można ją zwiedzać. Pisałam o tym w najbardziej słonecznym poście z sierpnia 2014, gdzie spędziłam kilka wspaniałych godzin wylegując się na gorących kamykach i słuchając szumu fal. Cudo!
A tymczasem latem plaża wygląda bajecznie i spokojnie można ją zwiedzać. Pisałam o tym w najbardziej słonecznym poście z sierpnia 2014, gdzie spędziłam kilka wspaniałych godzin wylegując się na gorących kamykach i słuchając szumu fal. Cudo!
Druga odnoga ścieżki prowadzi na górę, z której roztacza się widok na ocean i plażę z obu stron. Mimo zimna i srogiego wiatru spotkałam tu wielu turystów, z których każdy miał aparat w dłoniach, ale prawtylko 10 % jakieś pojęcie o fotografii ;) I wśród foconych właśnie miejsc znalazła się skała tuż przy brzegu, na której stał facet, ryzykując zdrowie i życie, aby złapać dobre ujęcie szalejących fal... To nic, że w każdej chwili mogło go zmieść kilka metrów w dół i pociągnąć w głębiny... Prawie codziennie słyszę o różnych nierozsądnych pomysłach przyjezdnych, co mnie zainspirowało do napisania o głupich turystach na Islandii :)
Faceta można dostrzec z samym środku fotografii |
Górne Dyrhólaey
Do górnej części półwyspu prowadzi bardzo kręta, wąska i stroma droga. Silnik pracuje zawsze na najwyższych obrotach, aż strach myśleć o spalaniu...Na szczycie wzgórza czuję się jak u siebie, tak często tutaj bywam. To jest najbardziej "moje" miejsce w Islandii, pewnie dlatego, że to pierwsza rzecz, jaką zwiedziłam po raz pierwszy, gdy przyleciałam w 2010 roku :)
Warto pamiętać, że ta część jest w maju i czerwcu zamknięta dla ruchu z powodu okresu lęgowego ptaków. Wtedy na górę należy się udać pieszo.
Malownicza latarnia morska ma już 89 lat! Co ciekawe, pewna sieć hoteli we wnętrzu urządziła 5 miejsc noclegowych, które były dostępne zeszłej jesieni przez dwa miesiące w ramach luksusowego pobytu na Islandii. A w dawnych czasach w jej wnętrzu mieszkał latarnik, dodatkowo zajmujący się hodowlą owiec. Raczej nie miał luksusowych warunków ;)
Sama nazwa Dyrhólaey nawiązuje właśnie do tego łuku w skale, jest zlepkiem aż trzech islandzkich słów: dyr - drzwi, hola - dziura, ey - wyspa. Półwysep kiedyś był wyspą, powstałą w wyniku wybuchu podwodnego wulkanu. A kilka lat temu atrakcją było opływanie go dookoła amfibią, także poprzez łuk. Był też śmiałek, który przeleciał go awionetką (łuk:)
* * *
Zawsze zimą dopada mnie chandra i wielka niemoc twórcza, ale zauważyłam, że nie jestem w tym odosobniona, co jest nieco pocieszające. Przez cały ten czas starałam się pisać i umieszczałam jeden post tygodniowo, tak jak postanowiłam w listopadzie. Wyszło mi to oczywiście na plus, cały czas doskonalę swój warsztat pisarski i po komentarzach od Was widzę, że jest postęp. Serdecznie dziękuję za ten odzew, za każdą wiadomość, każdą aktywność. Każde kolejne wyświetlenie bardzo mnie cieszy! :)
Nie mogę się już doczekać wiosny, kiedy przylecę do Polski i wraz z nowym aparatem ruszę do boju :) Mam w głowie wiele pomysłów wyjazdowych i to niesamowicie mi dodaje skrzydeł! A tymczasem czeka mnie jeszcze 7 tygodni w Islandii, czyli siedem wpisów wprost z kraju Wikingów! (A' propos - są tu fani "The Vikings"?)
Pozdrawiam bardzo serdecznie! :)
0 komentarze