Trekking na Islandii - Hornstrandir i Landmannalaugar-Skógar
Islandia jest niewielkim krajem, ale bardzo różnorodnym, co pokazuję na moich zdjęciach w różnych wpisach. Podobnie jest z ludźmi, którzy tu przyjeżdżają. Większość zazwyczaj zwiedza najważniejsze miejsca, objeżdżając Islandię dookoła. W sumie sama bym tak zrobiła. A czy można inaczej? No pewnie!
Bardzo zafascynowała mnie podróż Daniela, który postanowił przejść Islandię pieszo. Swoją przygodę opisał na stronie facebookowej „Pieszo przez Islandię 1-23 lipca” (obecnie "Pieszo przez świat"). Ale nie chodzi tu o przejście takie wzdłuż lub wszerz, a o przejście dwóch trudnych szlaków górskich, które wymagają dobrej kondycji i niemałego przygotowania. Islandzkie szlaki zdecydowanie nie są dla amatorów!
No więc jak się przygotować do
naprawdę wymagającej trasy? Co ze sobą wziąć, aby jak najmniej dźwigać? I jak
to jest iść przez kilka dni w samotności, zmagać się z własnymi słabościami?
Etap 1 - plan
Daniel na ten szalony pomysł
wpadł około dwóch lat temu i od początku zdawał sobie sprawę, że powinien się
odpowiednio przygotować, przede wszystkim fizycznie. Wpierw postanowił
sprawdzić swoje siły w szwedzkich górach. Zdobył najwyższy szczyt kraju - Kebnekaise
(ok. 2100 m n.p.m., to już Laponia!).
Po przetestowaniu sprzętu w szwedzkich warunkach za kołem podbiegunowym
wiedziałem ze Islandia nie będzie mi straszna. Do Islandii przygotowywałem sie około
7 miesięcy. Zacząłem szukać w Google informacji na temat najciekawszych miejsc, co warto zwiedzić i zobaczyć. Lubię wyzwania i długie wędrówki z obciążeniem,
dlatego postanowiłem poszukać najciekawszych i najdłuższych szlaków na Islandii.
W tym celu pomocne były grupy mieszkańców
Islandii oraz trekkingowców, którzy mają doświadczenia z islandzkimi szklakami.
Na stronie TripAdvisor znajdziemy listę szlaków w kraju, zaś na facebooku wartościowa
jest grupa Piechur Club Iceland.
Kolejnym etapem planowania podróży było szczegółowe rozpoznanie szlaków, zdobycie jak największej ilości informacji na ich temat (warunki do przejścia, dostępność wody pitnej, trudność), aby obliczyć np. niezbędną ilość jedzenia. Jeśli chodzi o miesiąc wyprawy, lipiec okazał się najbardziej odpowiednim (białe noce, w miarę ciepło, mniejsze opady deszczu).
Kolejnym etapem planowania podróży było szczegółowe rozpoznanie szlaków, zdobycie jak największej ilości informacji na ich temat (warunki do przejścia, dostępność wody pitnej, trudność), aby obliczyć np. niezbędną ilość jedzenia. Jeśli chodzi o miesiąc wyprawy, lipiec okazał się najbardziej odpowiednim (białe noce, w miarę ciepło, mniejsze opady deszczu).
Etap 2 – sprzęt
Dla mnie to w sumie nic nie mówi,
ale przedstawię Wam listę wyposażenia, które sprawdziło się w ciągu 3 tygodni
aktywnego pobytu na wyspie:
- plecak Campus 80 + 20 litrów plus dodatkowy worek przeciwdeszczowy,
- śpiwór JR Gear puchowy o parametrach: -9C extrema, 4C limit i 9C komfort (niestety okazał się za slaby, ale wystarczyło się ubrać w odzież termiczną)
- materac dmuchany, lekki, wygodny, mały gabarytowo NEMO ze strony rei.com
- namiot 2-osobowy z przedsionkiem (bardzo wytrzymały) HELSPORT (Fjellheimen Superlight 2 camp)
- poduszka turystyczna Travel Cushion Everest.
- kuchenka turystyczna Primus na gas
- krzesiwo Light My Fire
Etap 3 – przetrwanie na szlaku
Daniel zdecydował się na
przejście dwóch szlaków. Jeden współdzielił z koleżanką Justyną (na półwyspie
Hornstrandir), zaś drugi przeszedł samotnie (popularny szlak z Landmannalaugar do
Skógar). O relację poprosiłam również Justynę, czyli mamy już dwa punkty
widzenia na to samo doświadczenie :)
Hornstrandir położone jest na
trudno dostępnych i mało popularnych Fiordach Zachodnich, przez co niewiele
jest tu cywilizacji, miast, sklepów, asfaltowych dróg. Na samym Hornstrandir nie ma absolutnie nic, nawet dróg. Tu wybierają się tylko
ci, którzy pragną absolutnego spokoju i ciszy, odpoczynku od zgiełku. To taki
koniec świata.
Szlak górski jest naprawdę
trudny. Z wieloma stromymi podejściami i zejściami, a do tego jest bardzo długi
(ponad 100km), więc wymaga dobrego przygotowania i doświadczenia w trekkingu
górskim.
Daniel zwraca uwagę
na piękno tutejszej przyrody.
Hornstrandir to iście zielona kraina z pięknymi plażami, ogromną ilością ptaków i lisów polarnych. Wysokie na 300-600 metrów klify robią ogromne wrażenie.
Przez cały tydzień wędrówki para spotkała tu około dziesięciu osób…
Hornstrandir to iście zielona kraina z pięknymi plażami, ogromną ilością ptaków i lisów polarnych. Wysokie na 300-600 metrów klify robią ogromne wrażenie.
Przez cały tydzień wędrówki para spotkała tu około dziesięciu osób…
Jednak trasa Landmannalaugar-Skógar zrobiła na
Danielu większe wrażenie.
To niesamowity szlak prowadzący przez pasmo górskie stworzone przez wulkany. Jest długi, piękny i rozmaity. Zaczyna się od kolorowych górek, na których czuć zapach siarki wydobywającej się spod ziemi. A godzinę później teren zmienia się w lodowiec, którym idzie się ponad 6 godzin. Bywają momenty grozy, kiedy otaczają cię strome ściany. Są to momenty naprawdę niebezpieczne, trzeba mocno uważać i brać pod uwagę warunki atmosferyczne. Chwila nieuwagi i można zjechać z 300-metrowej ściany prosto w wąwóz skalny. Był moment, że droga mi się urwała. We mgle widziałem tylko urwisko, widoczność miałem do 1 metra... GPS pokazywał aby iść prosto, ale wahałem się czy mu zaufać. To była chwila grozy, jednak po kilku minutach wiatr rozwiał mgłę i ukazała mi się ścieżka idąca mocno w dół po grani, a za chwilę trzeba było znów się wspinać...
To niesamowity szlak prowadzący przez pasmo górskie stworzone przez wulkany. Jest długi, piękny i rozmaity. Zaczyna się od kolorowych górek, na których czuć zapach siarki wydobywającej się spod ziemi. A godzinę później teren zmienia się w lodowiec, którym idzie się ponad 6 godzin. Bywają momenty grozy, kiedy otaczają cię strome ściany. Są to momenty naprawdę niebezpieczne, trzeba mocno uważać i brać pod uwagę warunki atmosferyczne. Chwila nieuwagi i można zjechać z 300-metrowej ściany prosto w wąwóz skalny. Był moment, że droga mi się urwała. We mgle widziałem tylko urwisko, widoczność miałem do 1 metra... GPS pokazywał aby iść prosto, ale wahałem się czy mu zaufać. To była chwila grozy, jednak po kilku minutach wiatr rozwiał mgłę i ukazała mi się ścieżka idąca mocno w dół po grani, a za chwilę trzeba było znów się wspinać...
Idziesz przez połacie lodowca,
myślisz, że to się nigdy nie skończy. Tymczasem po kilku kilometrach jednak się
kończy i wtedy oczom ukazuje się kraina niczym z „Hobbita” – wszędzie zielono,
dużo strumieni, a w nich pełno ryb.
Kolejna kraina przypominała powierzchnię Marsa – gleba pokryta jest czarnym pyłem, wokół leżą wielkie kawałki lawy. O, znów lodowiec.
A ostatni etap trasy długości około 30 kilometrów prowadził wzdłuż rzeki Skógá. Najlepsze zostaje na koniec, bo po drodze widzimy mnóstwo ciekawych wodospadów, by na finiszu zejść z trasy przy wspaniałym Skógafoss.
Kolejna kraina przypominała powierzchnię Marsa – gleba pokryta jest czarnym pyłem, wokół leżą wielkie kawałki lawy. O, znów lodowiec.
A ostatni etap trasy długości około 30 kilometrów prowadził wzdłuż rzeki Skógá. Najlepsze zostaje na koniec, bo po drodze widzimy mnóstwo ciekawych wodospadów, by na finiszu zejść z trasy przy wspaniałym Skógafoss.
Szlak Hornstrandir jest bardziej pierwotny, mniej zadeptany, bardzo dziki i
niesamowicie wymagający. Nie jest to szlak, gdzie idziesz głównie pod górę, a
czasami lekko w dół. Tu idziesz mocno pod górę, aby zaraz całkowicie zejść na
dół, do poziomu morza, i tak kilka razy! Ja bym była absolutnie wykończona i
zdemotywowana, że cały wysiłek „na nic”.
Ten szlak Daniel pokonał wraz z
Justyną, która postanowiła dołączyć do tej przygody niecały miesiąc przed
wyjazdem, można więc powiedzieć, że decyzja była spontaniczna! Dlaczego było
warto?
Czułam się jakbym wylądowała na planie Władcy Pierścieni. Natura,
zwykle bardzo surowa, serwowała nam też mnóstwo niespodzianek, takich jak
nieprawdopodobnie piękne zachody słońca, nieprzeniknione mgły, majestatyczne
klify, a przede wszystkim zwierzęta, które śledziły każdy nasz krok. Lisy
polarne, które kręciły się blisko brzegu, bo tam łatwiej o rybę. Ptaki wydające
dźwięki zupełnie nieznane w naszej strefie geograficznej. I cały czas miały nas
na oku, żebyśmy przypadkiem nie naruszyli ich gniazd. Łabędzie, który parami
pływały po lustrzanych taflach górskich jezior. Ogromne wodospady. Skały, które
kształtem przypominały posągi z Wysypy Wielkanocnej. Czasem widoki zdawały się
zupełnie odrealnione, bardzo działały na wyobraźnię. Szczególnie, że nie było
tam żadnych "rozpraszaczy".
Mimo pustkowia i dziczy, relacja z wyprawy była
zdawana niemal na bieżąco. Skąd w takim razie Internet i prąd w miejscu, gdzie brak cywilizacji? Łatwo nie było. Daniel wspomagał się dwoma
bankami energii, które wystarczyłyby na 24 dni ładowania telefonu. Oczywiście
telefon był bardzo oszczędzany, używany jedynie do przesyłania zdjęć i video
osobie odpowiedzialnej za profil wyprawy na fb. Internet był z karty sieci
Simmin, a 11GB kosztowało 8000 koron (240 zł). Czasami bywał problem z
zasięgiem, ale jak widać na profilu wyprawy Pieszo przez Islandię,
udało się. Po 6 dniach dotarli do latarni morskiej, gdzie skorzystali z podłączenia do prądu.
Na obu trasach nie ma żadnych
domków noclegowych (a tylko kapsuły ratunkowe, z których można skorzystać w
krytycznych sytuacjach), więc za dom służy namiot. Dobrze tu zainwestować w
porządny sprzęt, bo warunki nie rozpieszczają. Wiadomo, że na trasie każdy gram
bagażu ma znaczenie, ale Justyna bardzo poleca koc termiczny, który, owinięty
na śpiworze, da dodatkowe (wspaniałe) ciepełko.
Jeśli chodzi o rozbicie namiotu,
tu nie ma tak łatwo. W Hornstrandir teoretycznie była możliwość rozbicia się po
trasie, ale najwygodniej jest skorzystać z pół namiotowych rozmieszczonych co
kilkanaście kilometrów (wc na wyposażeniu). W Landammanalaugar niemożliwe jest
rozbicie się po trasie, bo pod stopami są skały, kamienie, zastygnięta lawa.
Pozostaje jedynie płatne pole namiotowe (2000 kr), ale są one bardzo dobrze
rozmieszczone na całym szlaku.
Pogoda islandzka jest
nieprzewidywalna, co zawsze podkreślam. I tym razem nie ułatwiała przejścia. Z
trzech tygodni na wyspie maksymalnie 7 było słonecznych. Chłód i wiatr wzmagał
się w wyższych partiach szlaku i był naprawdę uciążliwy, czasami do tego duetu
dołączał też śnieg…
Ale to nie jedyne utrudnienia
podczas wędrówki.
Trzeba pamiętać, że spore wyzwanie stanowi ciężki plecak: kiedy na trasie pojawiają się ścianki i łańcuchy, trzeba się wspiąć po śliskiej i stromej skale lub przeprawić się przez rzekę o grząskim dnie te dodatkowe 20 kg ciągnące nas do tyłu ma wielkie znaczenie.
Trzeba pamiętać, że spore wyzwanie stanowi ciężki plecak: kiedy na trasie pojawiają się ścianki i łańcuchy, trzeba się wspiąć po śliskiej i stromej skale lub przeprawić się przez rzekę o grząskim dnie te dodatkowe 20 kg ciągnące nas do tyłu ma wielkie znaczenie.
Jednak piechurzy nie mają dość, planują
kolejny raz przejść te trasy. Prawdopodobnie też dołączą do nich inne osoby.
Daniel chce lepiej poznać Hornstrandir, upolować lepszą pogodę, zrobić więcej
(lepszych) zdjęć. A jeśli plany się zmienią i będzie musiał lecieć sam, z
przyjemnością wejdzie na największy europejski lodowiec Vatnajokull (Kinga z Floating my Boat świetnie opisała całą wyprawę).
Islandii nigdy nie ma się dość,
ona się nie nudzi. A dlaczego warto przejść ją pieszo? Bo w ten sposób można
zobaczyć miejsca, do których nie docierają masy ludzi. Oczywiście jest to
zdrowy styl spędzania czasu, a w ten sposób przemieszczali się nasi przodkowie,
którzy wytyczyli popularne współcześnie szlaki. Według Justyny trekkingi daleko od cywilizacji to fajna
okazja do zmierzenia się z samą sobą, stopienia się z naturą, odpoczęcia od
telewizji, internetu, telefonu i ludzi. Poza tym takie wyzwania uświadamiają,
jak niewiele potrzeba, żeby czuć się szczęśliwym i spełnionym. Dla osoby ze
świata korporacji, która lubi mieć wszystko pod kontrolą, najtrudniejsze było
przejście do porządku dziennego nad tym, że wielu rzeczy podczas takiej podróży
nie da się do końca zaplanować. Że nie wiadomo ile zajmie dany kawałek drogi,
na jakie trafi się warunki, jaki poziom
trudności będzie miała prosta z pozoru trasa. I nie wiadomo, kiedy dokładnie
złapie się autostop;) Drugą rzeczą był lęk na śliskich ściankach, co by się
stało gdyby omsknęła mi się stopa?
Obecnie Daniel kontynuuje swoją
pasję do trekkingu i zdobywa szczyty Szwecji, co można również zobaczyć na profilu
Pieszo przez Islandię.
A w przyszłości planuje wyjazd do Nepalu i zdobycie Mount Everest lub Annapurny. Ambitnie! Chcielibyście o
tym poczytać? :)
Ps. Wszystkie fotografie należą do Daniela i można je zobaczyć również na profilu fb całej wyprawy.
Ps. Wszystkie fotografie należą do Daniela i można je zobaczyć również na profilu fb całej wyprawy.
0 komentarze